Forum Miasteczko Verden Strona Główna   Miasteczko Verden
- Witaj w Miasteczku, gdzie fantastyka miesza się z rzeczywistością. W krainie buraczówką płynącą i zielskiem rosnącą.
 


Forum Miasteczko Verden Strona Główna -> Nasza Twórczość -> Dawno, dawno temu (FF do HP, całość, konkursowe)
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post Dawno, dawno temu (FF do HP, całość, konkursowe) - Wysłany: Sob 14:01, 24 Cze 2006  
Sh'eenaz
Najwierniejsza
Najwierniejsza


Dołączył: 04 Cze 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów




Kilka słów od autorki: Opowiadanie konkursowe. By je napisać miałam dokładnie dwadzieścia cztery godziny. Biorąc pod uwagę mój humor, owego pamiętnego dnia, warunki były dla mnie conajmniej trudne. [link widoczny dla zalogowanych] możecie się z nimi zapoznać. Na dwadzieścia siedem tekstów zajęłam miejsce siódme. Jestem z siebie dumna. Toro miała szóste. Jestem z siebie zdecydowanie bardzo dumna.

Dawno, dawno temu
czyli dlaczego w Hogwarcie nie ma latających dywanów


- To miało wyglądać zupełnie inaczej - stwierdziła Helga Hufflepuff, dźgając końcem różdżki coś, co miało służyć za środek lokomocji. Po tych słowach zdesperowana opadła na fotel z żółtym obiciem i dodała dramatycznym tonem. - Ale jeżeli mam przegrać, to z honorem.

~*~

Rowena Ravenclaw zwinnym ruchem dosiadła swój nowy wynalazek. Nadszedł czas próby generalnej. Dzieło jej natomiast, w tym wiekopomnym momencie, postanowiło zaprotestować. Coś trzasnęło.

- Muszę przejść na dietę! - podsumowała chwilę później, przeglądając się w lustrze i mocniej ściskając gorset w tali. Machnięciem różdżki naprawiła szkody. - Mam nadzieję, że ta mała operacja nie zaszkodzi ci kochanie. - powiedziała, pieszczotliwie gładząc wypolerowaną rączkę miotły.

~*~

Godryk Gryffindor od dobrych pięciu minut poszukiwał swojego...no właśnie, aż wstyd się przyznać...ucha. Odczuwał jego brak wyjątkowo dotkliwie. Jednego z założycieli Hogwartu cechowała ta słabość, że bardzo szybko się przywiązywał, można więc wyobrazić sobie jego radość, kiedy wreszcie, po długich bezowocnych poszukiwaniach, odnalazł cenną zgubę:

- Ha! Victoria! - triumfalny okrzyk wypełnił komnatę. Godryk teleportował się z powrotem w miejsce, w którym rozpoczął swoje eksperymenty. Koniec końców - pomyślał – wszystkie drogi prowadzą do Avalonu.

~*~

Salazar Slytherin uśmiechał się tajemniczo pod nosem. I to by w zasadzie było na tyle. Przynajmniej na razie.

~*~

- Jak wszyscy dobrze wiecie spotkaliśmy się tutaj, żeby przedstawić nasze plany, dotyczące szybkiego przemieszczania się po zamku. Pomysłodawcą tego świetnego pomysłu jest znany i jeden z najpotężniejszych czarodziejów wszechczasów, czyli oczywiście ja. – mężczyzna, o trójkątnej twarzy, szpiczastym nosie i wydatnych kościach policzkowych, obrzucił wszystkich spojrzeniem w stylu: „Patrzcie jaki jestem genialny!”, po czym ukłonił się. Kilka ciemnych loków opadło mu na oczy. Odgarnął je dłonią o długich paznokciach. - Dziękuję, dziękuję. Braw nie trzeba. - kontynuował po chwili. - Naszym zadaniem będzie wspólnie zadecydować, który z pomysłów jest najlepszy. Powinniśmy pamiętać, że przede wszystkim liczy się bezpieczeństwo tego oto miejsca, o którym na koniec napomknę jeszcze kilka słów. Zaledwie kilka lat temu to zamczysko; które teraz stało się nie tylko naszym domem, ale i dowodem naszej siły a także jednym z najpotężniejszych obiektów magicznych; było tylko stertą starożytnych ruin. My zaś czwórką, mieszkających wśród mugoli, magów z trudem zarabiających na życie. Zaledwie kilka lat minęło odkąd spotkaliśmy się w karczmie Pod zalanym wampirem, a już sława przerosła nas samych, podobnie jak i...

Helga chrapała wyjątkowo głośno. Godryka zaczynało to powoli irytować. Za pomocą, zazwyczaj niezawodnej, komunikacji niewerbalnej próbował zasygnalizować Salazarowi, żeby już kończył. Nie pomagało. Miłośnik węży najwyraźniej upajał się własnymi słowami, żeby nie użyć bardziej pobudzającego wyobraźnię określenia.

- No to kto zacznie? Panie mają pierwszeństwo. Helga? - zegar na wieży północnej wybił ósmą, kiedy padało wreszcie upragnione pytanie.
- C-co? - pulchna kobieta, o niebieskich oczach i włosach koloru słomy, rozglądała się nieprzytomnie po okrągłej komnacie. Właśnie została wyrwana z wyjątkowo przyjemnego snu.
- Zaczynasz.
- C-co? – najwyraźniej biedaczce skończył się repertuar.

Godryk wskazał na zwinięty u jej stóp materiał, po czym skierował wzrok z Helgi na środek sali.

- Aaaa. - wytoczyła się na środek komnaty i odchrząknęła - Panowie i Damy. Na pewno każdy z was słyszał historię o Ahmedzie i Wróżce. W opowieści tej występuje latający dywan. To dzięki niemu trzej bracia przybywają na czas by uratować piękną księżniczkę. Owóż dziś legenda staje się prawdą , a to, co do tej pory uważaliśmy za wytwór chorej wyobraźni bajkopisarzy, zamienia się w historię.
- A słowo staje się ciałem - skomentował pod nosem Slytherin. Ironiczny uśmieszek ani na chwilę nie znikał z jego twarzy. Godryk spojrzał na niego z dezaprobatą.
- Właśnie! Właśnie! - podchwyciła Helga, która jak zwykle wypleniła z słów Salazara wszelką ironię. Wszak ona niewinna, cnotliwa. Musi dbać o swe dobre imię. - Patrzcie! - zakończyła podniosłym tonem.

Oczy siedzących w komnacie zaatakował duży, prostokątny, fioletowy kawałek materiału haftowany w czerwone słonie.

- Leć! - powiedziała Helga.

Nic się nie stało.

- No leć!

Dalej nic.

- Obawiam się, że... - zaczął Slytherin, ale przerwała mu zdesperowana blondynka.
- Ale...ale w tej księdze było napisane, że to po prostu musi się udać!
- Cóż.... - Godryk próbował pocieszyć swoja koleżankę
- …nie ta bajka. - podsumował Salazar - Widzisz Helga każdy świat, to osobna opowieść. U nas nie ma i nie będzie latających dywanów, czerwonych kapturków i dżinów z lampy. To różne historie, które biegną równoległymi ścieżkami.
- Czyli oni nigdy nie istnieli? Ahmed, Ali, księżniczka Peri Banu i inni? To wszystko tylko bajka? - W oczach Hufflepuff zalśniły łzy. Rowena udawała bardzo zajętą swoimi paznokciami. Odkąd to się zaczęło nikt nigdy nie wspomniał wprost o chorobie Helgi. Trudno było przyjąć do wiadomości, że magia może doprowadzić do obłędu.
- Nie, to nie tylko bajka. Chociaż w pewnym sensie tak. My sami też tworzymy osobny świat, a wraz z nim odrębną historię. Dla tych, którzy żyją w innych realiach, jesteśmy tylko splotem fantastycznych wydarzeń, postaci i miejsc. Opowieścią zapisaną czarnym atramentem na pergaminie. Zupełnie taką, jaką dla nas jest bajka O królewnie Śnieżce albo Baśnie z tysiąca i jednej nocy.

Rowena poratowała koleżankę swoją chusteczką.

- Nie martw się, kochana. Nie zawsze wszystko idzie tak, jak trzeba.
- Ale... - jęknęła Helga przez łzy - To miało być takie romantyczneeeeeeee...
- No Rowena, czas na ciebie. - Slytherin przerwał te tkliwe wywody kobiet.
Brązowowłosa, wysoka kobieta zatrzepotała rzęsami.
Godryk udawał obiektywnego. A ten dekolt w granatowej sukni...nie...nie jego tam wcale nie na. Jemu się tylko wydaje.
- To jest miotła. - stwierdziła tymczasem jego nieoficjalna kochanka.
Witki ma. Rączkę też. Znaczy rzeczywiście miotła. - osądził w myślach brunet w ciemnozielonej szacie z szerokimi rękawami.
- To lata. - dodała jeszcze, dając wyjątkowy w swoim rodzaju popis elokwencji.
Miny obecnych świadczyły o tym, że się tego domyślają. O projekcie Roweny było dość głośno. Tak się składało, że nie umiała trzymać języka za zębami. Zwłaszcza w ramionach Gryffindora.

Nie bardzo wiedząc, co jeszcze dodać, wskoczyła na miotłę i najzwyczajniej w świecie wyleciała przez okno. Po prostu. Helga tak się wystraszyła, że wylała na siebie wino.

- Nieźle. -podsumował pięć minut później organizator całego przedsięwzięcia – Można by ten pomysł całkiem dobrze wykorzystać - dodał w myślach, po czym znów na głos powiedział - Aczkolwiek mało praktyczne. – uśmiech znikł z twarzy czarownicy.
- Wyobrażasz sobie adeptów latających po zamku na tym czymś? - zapytał retorycznie Godryk.
W zamku nie, ale poza można by z tego urządzić całkiem niezły interes. - pomyślał Salazar - Wystarczy trochę ulepszyć, dopracować, no i dodać pewnego pięknego wieczoru veritaserum do wina Roweny.
- Ty - ciszę, jaka panowała od kilkunastu sekund, przerwał roztrzęsiony głos Helgi - Siedziałaś na tym okrakiem! Jak...jak...mężczyzna! To takie mało romantyczne! - Salazar zaaplikował kobiecie sole trzeźwiące. Tak na wszelki wypadek.
- Godryk, twoja kolej.
- G-godryk? - kobieta o włosach koloru słomy zaczęła nerwowo rozglądać się wokół siebie.
- Gdzie on jest?
- Tutaj. - odezwał się głos z drugiego końca komnaty - A teraz tutaj. - dodał niespełna sekundę później.

Rowena popatrzyła na wszystkich obecnych wzrokiem typu: "Widzicie jaki mam gust w dobieraniu sobie kochanków?".
Godryk tymczasem oczekiwał na ocenę Salazara. To, że kobiety były zachwycone nie ulegało wątpliwości. Musiał powstrzymać nawet zapędy Roweny, która rzuciła mu się na szyję i zaczęła publicznie wyznawać miłość. Druga z kobiet zemdlała z westchnieniem na ustach.
Slytherin milczał. W końcu przemówił cicho i spokojnie:

- To coś pozwala przenieść się w każde dowolne miejsce w obrębie Anglii, tak? - zapytał wyraźnie akcentując słowo coś.
- Dokładnie.
- Nie nadaje się.
- ???
- W takim wypadku każdy będzie mógł dostać się do Hogwartu, a tego nie chcemy, prawda? Musimy odizolować się od niebezpieczeństwa z zewnątrz, jeżeli chcemy, żeby było tu naprawdę bezpiecznie.
- Skoro jesteś taki mądry, Slytherin - zbuntowała się Rowena, wściekła, że ktoś podważa autorytet jej kochanka - to sam zaprezentuj, co wymyśliłeś.
- Chodzenie. - oświadczył brunet.
- C-co? - Helga spojrzała na niego tak, jakby miała doczynienia z Merlinem w różowych szatach.
- Chodzenie, przeliterować?
- Zaprezentuj - powiedział rzeczowo Godryk.
- Jeden mały kroczek - zaczął posuwając się do przodu. Po czym powtórzył to samo z każdym następnym. Przy piątym przerwała mu Rowena.
- Nie kpij sobie z nas, Sally.* - mruknęła - nie przypuszczaliśmy, że chodzi ci o takie chodzenie.
- Nie spodziewaliście się, co? I właśnie tym sęk – podstawa to zaskoczyć przeciwnika. Wszyscy będą głowić się nad tym jak dostać się do Hogwartu za pomocą magii a tymczasem trzeba tu po prostu dotrzeć na nogach. Wszelkie inne środki komunikacji zawodzą.
- Chodzenie, takie...takie normalne? – Helga, która zdążyła już się ocknąć, najwyraźniej wciąż jeszcze była w szoku.
- Ch jak Chochlik. O jak oklumencja. D jak druid. Z jak zaklęcie. E jak eliksiry. N jak numerologia, I jak Ignis i znowu E jak eliksiry. Chodzenie. Innymi słowy poruszanie się po świecie za pomocą kończyn.
- Jesteś geniuszem. – jęknęła płeć piękna jednym głosem.
- No proste. – powiedział z dumą Salazar, zerkając z ukosa na swojego przeciwnika.

***

- Teraz tylko pozostaje wymyślić dobry pseudonim artystyczny i tytuł. - mruczał do siebie Apollion Pringle, woźny Hogwartu. - Tatuś zawsze powtarzał, ze dobra opowieść jest jak odpowiednio przyrządzony eliksir:

Treść to esencja, którą należy przyprawić odpowiednim tytułem. Dla złamania smaku oryginału dorzucić szczyptę poczucia humoru. Na koniec dodać wszystkiemu odrobinę pikanterii.**

- Yyy panie Pringle? - Woźny został gwałtownie sprowadzony do rzeczywistości. Dopiero teraz przypomniał sobie o Ślizgonie.

Biedny dzieciak, pomyślał, pracuje już tutaj dobre pięć godzin. To surowa kara, nawet dla Ślizgona. Wiedziony litością i przepełniony entuzjazmem, z powodu zakończenia swojego dzieła nad którym pracował od kilku dni, podsunął w stronę bruneta półmisek z owocami polanymi bitą śmietaną:

- Truskaweczki?

Brudna szmata wypadła z rąk chłopaka o przetłuszczonych, czarnych włosach.

- Nie, dziękuję.
- Ciasteczko? - Apollion nie dawał za wygraną.
- Drożdżowe?
- Mhm. - zapewnił z uśmiechem na pół twarzy woźny.
- Dziękuję. Nie przepadam.
- A czego sobie w takim razie życzysz, kochaneczku?
- Eee...końca szlabanu? - zasugerował nieśmiało Severus Snape.
- Idź z Bogiem słodziutki. – powiedział mężczyzna, wręczając dzieciakowi paczkę cukierków, w kształcie czerwonych słoni, na drogę.

Severus obejrzał się jeszcze, z miną cokolwiek zdziwioną, i kilkanaście sekund później już nie było go w gabinecie.
Woźny zaś dopisał na rękopisie pochyłym, niezgrabnym pismem:
Historyja czterech założycieli, czyli rzecz o tym dlaczego w Hogwarcie nie ma latających dywanów, pióra Kaktusa.

- No – zatarł ręce – z takim talentem, to na pewno wygram ten konkurs organizowany przez redaktorów „Proroka Codziennego”.

Koniec

*Urocze zdrobnienie zapożyczyłam od Toroj.
**Zainspirował mnie opis pewnego przedstawienia. Na nim też się wzorowałam.
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Nie 21:35, 25 Cze 2006
PRZENIESIONY
Pią 18:41, 11 Sty 2008
 
Feainne
Romanusowa
Romanusowa


Dołączył: 03 Cze 2005
Posty: 2759
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Verden


Ja! Ja! XD
Przeczytałam z ciekawości i... muszę przyznać, że naprawdę świetne. Krótkie (tutaj to duży plus ^^ Większość ficków ciągnie się czasami w nieskończoność) i humorystyczne. O tak, były momenty kiedy się śmiałam i które mnie nieźle rozbawiły. Ta cała sytuacja. A rozwiązanie Salliego mnie poprostu powaliło ^^ I ta ironia... Świetne, świetne, świetne! (chyba powoli zaczyna mi brakować słów w moim słowniku:P)
Niektore momenty np.:
Cytat:
- Chodzenie, takie...takie normalne? – Helga, która zdążyła już się ocknąć, najwyraźniej wciąż jeszcze była w szoku.
- Ch jak Chochlik. O jak oklumencja. D jak druid. Z jak zaklęcie. E jak eliksiry. N jak numerologia, I jak Ignis i znowu E jak eliksiry. Chodzenie. Innymi słowy poruszanie się po świecie za pomocą kończyn.
- Jesteś geniuszem. – jęknęła płeć piękna jednym głosem.
- No proste. – powiedział z dumą Salazar, zerkając z ukosa na swojego przeciwnika.

<padła>
Cytat:
Salazar Slytherin uśmiechał się tajemniczo pod nosem. I to by w zasadzie było na tyle. Przynajmniej na razie.

^^
Na pewno takich FFów na codzień się nie spotyka. Ciekawe czasy i tematyka. Aż z ciekawości zerknęłam na podany przez ciebie link. Ciekawie połączyłaś te wszystkie elementy.
Również ze Snapem to było urocze:) Końcówka dopełniła swojego:
"- No – zatarł ręce – z takim talentem, to na pewno wygram ten konkurs organizowany przez redaktorów „Proroka Codziennego”. "

Na pewno nie żałuję, że przeczytałam. Muszę chyba jednak częściej zaglądać do działu z twórczością ^^
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Miasteczko Verden Strona Główna -> Nasza Twórczość -> Dawno, dawno temu (FF do HP, całość, konkursowe) Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin