Forum Miasteczko Verden Strona Główna   Miasteczko Verden
- Witaj w Miasteczku, gdzie fantastyka miesza się z rzeczywistością. W krainie buraczówką płynącą i zielskiem rosnącą.
 


Forum Miasteczko Verden Strona Główna -> Nasza Twórczość -> Katharsis (FF)
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post Katharsis (FF) - Wysłany: Śro 20:23, 03 Maj 2006  
Sh'eenaz
Najwierniejsza
Najwierniejsza


Dołączył: 04 Cze 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów




Opowiadanie pisane na Dwujajeczny Konkurs Wielkanocny organizowany przez forum Mirriel. Zajęło miejsce czwarte, czyli całkiem nieźle choć zawsze żal, że nie trzecie. Dziękuję wszystkim, którzy na mnie zagłosowali. Bardzo dziękuję moim betom. Tu ukłon w stronę Katriony i Chauve-Souris. Obie są na forum Mirriel, ale zgodnie z zasadami żadna żadna nie brała udziału w głosowaniu. Dziękuję raz jeszcze za pomoc :*

Katharsis
czyli makabreska z zającem w tle

- Fiona. Nie lubię swojego imienia. Nie rozumiem jak mogli mnie nazwać…tak…tak śmiesznie. Zanim to się stało często myślałam, że jak już będę duża to zmienię sobie imię. I nazwisko. Założę rodzinę i wyjadę za granicę. Do Hiszpanii. Tam mnie nie znajdą. Nie będą kazali sprzątać pokoju w tak piękny dzień jak sobota. Będę sławna, mądra i jeszcze piękniejsza niż teraz. Jak będę dorosła.

~*~

Wielkanoc to stół nakryty białym obrusem. Pokój urządzony w barwach Gryffindoru. Ogień, wesoło huczący w kominku. Nad kominkiem zdjęcie, przedstawiające Freda, Georga, Angelinę i resztę członków dawnej drużyny quidditcha. Zrobione w pierwszej klasie, kiedy Chłopiec, Który Przeżył został szukającym. Szatyn uśmiecha się szeroko i macha szczupłą dłonią do nieznanego odbiorcy. Przez okna z bordowymi firankami zaglądają promienie słońca. Dwa koszyki ze święconkami, jeden z niebieską, krukońską wstążeczką, a drugi z czerwoną, gryfońską. W obu pisanki malowane w rozmaite wzorki. Jedna w znicze - dla tatusia. Jeszcze inna pokryta runami – dla mamusi. We flakonie bazie. Na podłodze stłuczony kieliszek do jajka. Cztery krzesła przy skromnie zastawionym stole. Cztery postacie. Martwe.

Wielkanoc to zemsta.

Jedna z niepisanych zasad kodeksu Śmierciożerców głosi „Zemsta oczyszcza”. Działał wciąż mając jej słowa wyryte w pamięci, choć nie wiedział za co się mści, a z czego oczyszcza. Kiedy pierwszy raz „przysłużył się” Czarnemu Panu powiedzieli mu, że tak trzeba. Nie było trudno. Szybko się przyzwyczaił. A potem, kiedy skończyła się ta przeklęta wojna i kiedy nie było już komu służyć, trzeba było wszystkim zniknąć z oczu i jak zwierzę żywić się resztkami ze śmietnika. Zagrzebał się w prochu, ukrył w jamie i czekał. Jak gnom. A potem zaatakował. Znienacka. Podstępnie. Jak bazyliszek.

Nigdy nie miał na tyle umiejętności, żeby wraz z innymi ruszać do walki. Nie powierzano mu zadań, w których mógłby się wykazać. Voldemort zawsze z ironią mówił o nim, jako o " najwierniejszym słudze". Bellatrix nazywała go psem. Ileż to razy skomlał błagając Lorda, by pozwolił mu spróbować jeszcze raz, zapewniając, że następnym razem już na pewno się uda? Zawsze był poza kręgiem, na każde wezwanie gotowy pełzać do stóp swego Pana, ku uciesze innych Śmierciożerców. Dla nich był po prostu wykorzystanym Gryfonem, małym, biednym trzęsącym tyłkiem kundlem. A jednak to on, jako jedyny, przeżył, kiedy reszta zginęła podczas tamtej wojny. „Zdechniesz pierwszy” – powiedziała pogardliwie Bella tamtego wieczoru, kiedy ruszali na wojnę. Odeszła tej samej nocy z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Nie pochował jej, kiedy to się skończyło. Została tam z twarzą w błocie i ze złamaną różdżką. Wielka Lestrange. A on uciekł, kiedy zobaczył zbliżających się w jego stronę aurorów. Nie zauważyli małego szczura, wymykającego się poza linię atakujących. Odeszli, zapominając o nic nie wartym animagu. Publicznie ogłosili, że nie pozostawiono nikogo przy życiu. Tak było wygodniej.

Teraz mógł wreszcie stać się kimś więcej niż psem. Podstępy zawsze przychodziły mu bez trudu. Zabić – cicho, zdradziecko, bez zbyt wielkiego szumu – do tego wcale nie trzeba być wykwalifikowanym czarodziejem. Zwłaszcza, jeżeli żyje się w lepszych czasach, zwłaszcza jeżeli nikt nie podejrzewa, że kilkanaście lat temu, podczas pewnej „osławionej” bitwy, wymknąłeś się śmierci.


~*~

- Gość, który wtedy przyszedł przedstawił się jako Zajączek Wielkanocny. Te, które Fiona oglądała w książkach z obrazkami wyglądały zupełnie inaczej. Nie miały złych, czarnych oczu i obwisłej, pożółkłej skóry na twarzy. I przynosiły dzieciom prezenty.

~*~

Różdżki nie miał już dawno. Zgubił ją wtedy, w Dolinie Godryka. Płaszcza, takiego prawdziwego, z czarnego aksamitu, z kapturem, też nigdy mu nie dali. „Psom się nie należy” – szydziła zawsze Bellatrix. Srebrna dłoń straciła swoją moc w momencie, kiedy Voldemort poniósł klęskę.

Potterowi poderżnął gardło. Szybkim, błyskawicznym ruchem. Potem zabrał się za jego żonę. Miotała w niego zaklęciami, ale żadne nie trafiło. Zginęła bez krzyku. Przydała się peleryna niewidka, wisząca na wieszaku w przedpokoju. Dwójka dzieci nawet się nie broniła. Jedną z dziewczynek udusił, a drugą utopił w wannie. Kiedy już byli martwi, posadził ich z powrotem przy stole. Kwadratowym nakrytym białym obrusem, teraz splamionym krwią. Dostrzegł za szybą jednej z szaf aparat fotograficzny. Zrobił zdjęcie. Położył je obok tego w ramce, na kominku. Potter już się nie uśmiechał.

Na zewnątrz złapali go aurorzy. Został ogłuszony. I związany. To już nie miało znaczenia – wcześniej zażył truciznę. Tylko psy zdychają w śmierdzącym zgnilizną lochu Azkabanu, on umierał z uśmiechem na zapadniętej twarzy. Peter Pettigrew – ostatni Śmierciożerca.


~*~

- Zajączek był diabłem. Mama często mówiła o pomocnikach szatana. Jak to wymierzają karę za grzechy i zabierają człowieka tam, gdzie jest dużo ognia i unosi się zapach siarki. Tatuś dodawał do całego wywodu mamy tylko jedno słowo – piekło. Ten, który do nich przyszedł nie miał rogów, ogona, racic ani kotła z ludźmi. Mamusia mówiła, że po śmierci wszystko się wyjaśnia. A ja wciąż nie rozumiem, dlaczego on się wtedy pojawił. Może dlatego, że byłam niegrzeczna?


Procesja przeszła pod oknami starego, opuszczonego domu. Baby ze wsi mówiły, że dawno, dawno temu mieszkała tam zła czarownica. Podobno pod osłoną nocy, najczęściej przy pełni księżyca odwiedzali ją dziwnie ubrani osobnicy. A pewnego dnia wszyscy po prostu zniknęli. Do dziś, co jakiś czas w oknie pojawia się widomo przybierające postać niewysokiej, lekko garbatej dziewczynki w wieku sześciu, może siedmiu lat. Kolejna nie mogąca zaznać spokoju dusza.
- Kyrie eleison – zaintonował ksiądz. Baby podjęły pieśń a procesja powędrowała dalej. – Gloria in exelcis Deo…

Koniec
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Miasteczko Verden Strona Główna -> Nasza Twórczość -> Katharsis (FF) Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin